Zgodnie z aktualnie trawającymi konsumpcyjnymi trendami wsród społeczeństwa, święta dobrze jest rozpocząć od zakupów. Wszak nic nie daje takiego spokoju ducha jak pusty portfel. Z zasady centrów handlowych unikam, pomyślałem więc że ciekawym urozmaiceniem będzie wizyta na jarmarku. Tegoroczne poszukiwania świątecznych kadrów postanowiłem zacząć od jarmarków bożonarodzeniowych. Na pierwszy rzut padł jarmark na Nikiszu.
Katowicki Nikiszowiec to dzielnica cudów. Kiedyś miejsce zapomniane przez wszystkich, dziś jest największą atrakcją turystyczną Katowic. Prawdą jest, że tak utrzymanych familoków z charakterystyczymi czerwonymi okiennicami nie znajdziemy nigdzie indziej. Wspaniały filmowy klimat gwarantowany. Ale nie podczas festynu, znaczy jarmarku.
Trudno powiedzieć, że poczułem świąteczny klimat podczas przechadzki po straganach. Niby coś się działo, ale chyba do szczęścia zabrakło ujemnej temperatury i gęstego śniegu. Wiadomo, że bez śniegu to nie to samo. A może to tylko ten ogromny świetlny napis znanego przedsiębiorstwa energetycznego psuł cały efekt. Pasował tam jak psu jajko.
Wystawcy natomiast robili co mogli by sprostać konsumenckm oczekiwaniom. Wierzcie mi lub nie ale termosy były całe czerwone od polewanego grzańca. Takie tempo wykończyłoby niejednego wprawionego w polewaniu. Po rozgrzaniu aromatycznym trunkiem stanąłem w kolejce za pierożkami i klasycznie już pajdą z tłustym. Kiedy już po godzinie stania w kolejkach udało mi się napełnić bebech, mogłem spokojnie dołączyć do niekończącej się procesji turystów i zwiedzać pozostałe rzeczy do kupienia.
A było tego trochę. Na starganach można było obkupić się w ręcznie robione arcydzieła. Lokalnej twórczości rzemieślniczej nie powstydziłby się sam Michał Anioł. Na stoiskach pojawiła się m.in. biżuteria wykonana z części starych zegarków, porcelanowe tabliczki z życiowymi frazesami, ręcznie plecione aniołki oraz wyroby wykonane z dobrych konopii (np. grzaniec konopny).