Zdjęcia: Dawid Szymczak
Modelka: Julia S.
Miejsce: Wrotka Katowice
„Pijackim” zygzakiem wjeżdżam na tor. Czuję się nieswojo. Nienawykłe do rozrywki łydki drżą, lewa wrotka uwiera mnie w piętę, a z głośników pod sufitem wrzeszczy Mandaryna. Zawieszony na ramieniu aparat zdecydowanie nie poprawia sytuacji. Boję się, że go uszkodzę, być może nawet zniszczę. Jednak chcąc nie chcąc muszę przyznać, miejsce ma potencjał.
Decydując się na fotografię obrałem za cel naturalizm. Robiąc kolejne zdjęcia szukam takich kadrów, jakimi zwyczajnie są. Szukam prawdy. A tej jest tu sporo. No i jest też ona. Niczym zjawa w krzywym zwierciadle wiruje, śmiga i szaleje wokół mnie. Jest przy tym tak lekka, że wypadam niczym słoń. Nie na miejscu i po obfitym posiłku. Jeszcze chwilę podziwiam jej pląsy i proszę by wraz ze mną oparła się o barierkę. Pewnym już ruchem sięgam po lustrzankę i zmieniam obiektyw. Centruję obraz i przez krótką chwilę czekam na jego stabilizację. Pstryk!
Krótki pit stop.
Krótki pit stop owocuje solidnymi ujęciami i z czystym sumieniem wracamy do jazdy. Tym razem bez trzymanki. Wiem już jak rozwijać prędkość, a jak nie hamować. Uczę się szybko bo i nauczycielka szybka. Nie jestem w stanie jej dogonić, ale obserwacja przynosi efekty. Zaczynam pierwsze proste figury i jestem zachwycony. Jestem na tyle podekscytowany, że myślę o zrobieniu kilku shot’ów w ruchu. Jestem pieprzonym Lucky Luck’iem wrotek, a aparat to mój rewolwer!!! Nim wprowadzę szalony pomysł w życie, leżę na plecach licząc w głowie sekundy, które przeskoczyły zbyt szybko. Siedem. Dokładnie siedem sekund wrotkarskiego grzania dłużej i nie byłoby czym fotografować.
Czas zejść na ziemię.
Czas zejść na ziemię i skorzystać z okolicznych sof. Nie wiem jak bezpiecznie stawiać kroki w tym ustrojstwie na nogach. Wiem, że muszę wygodnie usiąść i to motywuje mnie do sprawnego marszu. Zapadamy się w czerwieni chłodnych skór i łapiemy oddech. Krótka inspekcja wyklucza poważną kontuzję – moją czy aparatu. Korzystam z okoliczności i ustawiam modelkę. W miarę jak zmieniamy ujęcia, rozluźnia się co raz bardziej. Widać tutaj też czuje się jak ryba w wodzie.
Teraz to ona przejmuje inicjatywę.
Teraz to ona przejmuje inicjatywę. Bawimy się formą, eksperymentujemy. Wszechobecne neony i jaskrawe kolory zachęcają do czerpania garściami. Rozmarzona, odważna, roztargniona, nieśmiała, drapieżna, szczęśliwa. Do obiektywu i z ukosa. Na wprost i nieco z boku. Z bliska i całkiem z dali. Nie ograniczamy się do jednej konwencji, chcemy ich wszystkich!
Mija kolejny moment, może dwa i wracamy do rzeczywistości. Wykupiony czas zleciał znacznie szybciej niżbyśmy się spodziewali. Z żalem składamy wypożyczony sprzęt i szykujemy się do wyjścia. Już w drodze do wyjścia gorączkowo przeglądamy surówkę i wybieramy najciekawsze okazy. Z zaskoczeniem przewijamy jedno zdjęcie po drugim. I następne. I następne. Kiedy natrzaskaliśmy ich aż tyle… Ta intensywność sesji jest czymś nowym, nieznanym, lecz z pewnością nie ostatnim. A jak wypadają fotki strzelane bez zapamiętania? Oceńcie sami.