Hej kochani, być może widzieliście moją ostatnią relację z samochodowej podróży do Rumunii. Czas na małe podsumowanie i zdjęcia :) Wyjazd był spontaniczną decyzją, a same przygotowania zajęły tylko dwa dni. To wystarczyło na ogarnięcie i spakowanie samochodu oraz siebie. Profilaktycznie do bagażnika wrzuciłem zapas części i narzędzia. Zapakowałem namiot, śpiwór, koce, ciepłą odzież i zakupy spożywcze z myślą o niezależności i spaniu na dziko. 

Cel wycieczki był prosty i była nią sama podróż oraz dwa punkty na trasie – trasa Transalpina i hipisowska wioska Vama Veche. Pojechałem bez większego planu, bez konkretnej trasy i terminów. Po prostu, na luzie, byle przed siebie.

Od początku chciałem jechać samemu. Ale jak złapać ujęcia z drona, kiedy trzeba prowadzić samochód? Potrzebowałem kierowcy! I tak się stało, że do wyprawy dołączyły dwie zupełnie obce mi osoby. Na początku miałem pewne obawy, ale teraz śmiało mogę stwierdzić, że była to najlepsza decyzja. Wystarczyła tylko krótka rozmowa telefoniczna potwierdzająca czy warunki wyprawy wszystkim odpowiadają, żeby nie było nieporozumień co do trasy i noclegów. Miałem ogromne szczęście, bo trafili się ludzie spontaniczni, otwarci na nowe przygody i nie bojący wyzwań. Ta wyprawa nabrała niezapomnianego uroku właśnie dzięki nim. Dziękuję, że byliście ze mną :) 

Rumunia jest bliżej niż się wydaje. To wspaniałe, że można zajechać tak szybko i tak daleko. Do pierwszej większej miejscowości w Rumunii – Oradea jechaliśmy ok 12 godzin – bez pośpiechu max 80km/h. Wszystko drogami 2 i 3 kategorii przez góry, wsie i pola. Założeniem było unikanie autostrad i płatnych dróg, tak by od podszewki zobaczyć mijane kraje. Ma to swój urok, trasa była górzysta (Słowacja) i bardzo malownicza (Węgry). Niestety kosztuje czas, bo według Google ten dystans powinien zostać pokonany autostradami w 7,5 godz. +20% na tankowanie i postój. Ale nie o to tu chodziło.

Najpiękniejsza droga w Europie

Pierwszy porządny nocleg zrobiliśmy na polu namiotowym przy trasie 67C (Transalpina) kilkadziesiąt km za miejscowością Sebes. To tutaj poczuliśmy klimat Transylwanii i rześki chłód Fogarskich gór. Następnego dnia czekała nas przygoda i ciężka przeprawa przez góry. Niestety trasa o tej porze roku jest zamknięta ze względu na zalegający śnieg. Minęliśmy zakaz wjazdu by sprawdzić czy rzeczywiście… i skończyło się na zakopaniu Volvo w śniegu. Kiedy Kuba ze swoją terenówką pomógł wyciągać mój samochód, przyjechała Żandarmeria… w tym momencie swoją rolę “blondynki” idealnie odegrała Paula, dzięki której obyło się bez mandatu :) 

Śnieg na trasie 67C transalpina

Podjarani przygodą, wśród cudownych górskich widoków pojechaliśmy w kierunku stolicy. Po drodze była jeszcze opcja zamku Draculi, ale to zostawiłem na następną wyprawę – bo do Rumunii na pewno jeszcze powrócę! 

Z wizytą w stolicy Rumunii

W stolicy Rumunii znaleźliśmy się kilka godzin później. Miasto to było dla mnie wielką niewiadomą. Przyznam się bez bicia, że nie zrobiłem odpowiedniego researchu przed wyjazdem, w końcu wyruszyłem trochę na wariata. Moja wiedza była więc zerowa. To jednak niczego nie przesądziło, a ja z czystą kartą zacząłem zwiedzać centrum miasta. W kilka godziny zobaczyliśmy na tyle dużo, by stwierdzić że stolica ta niczym nie różni się od pozostałych europejskich miast. Powiem nawet więcej, ma wyjątkowy klimat i urok. Rumuni dbają też o turystów i ich samopoczucie witając się czule, jednocześnie oferując używki i dziewczyny na noc. Tego jednak ocenić nie mogę. Za to z perspektywy fotografa to miasto ma wiele do zaoferowania. Klimatycznie oświetlone uliczki i restauracje sprzyjają fotografii ulicznej. Jednym słowem, coś pięknego. 

W drodze nad Morze Czarne

Następnego dnia koła swojego Volvo skierowałem w kierunku Morza Czarnego. Po kilku godzinach jazdy rumuńską autostradą dotarliśmy do “Konstancina”. Nadmorskiej portowej miejscowości. Nie tracąc więcej jak 2 godziny na zwiedzanie, postanowiliśmy jechać dalej na południe wzdłuż wybrzeża do Vama Veche. 

Miejscowość ta słynie z alternatywnego stylu życia. Miałem nadzieję odnaleźć tam kawałek ze świata Woodstocku. Niestety, poza sezonem ciężko było o śpiewających i roztańczonych hipisów. Na ulicy dostrzegłem sporo osób medytujących w pozycjach stojących, siedzących i leżących, na pierwszy rzut oka pogrążonych w głębokiej Nirwanie. Meneli po prostu, tylko bardziej retro, bardziej hipi.

Pomijając ten detal, klimat miasteczka był niesamowity. Nie miałem dużych oczekiwań co do tego miejsca. Jednak wszystko co ujrzałem było dla mnie nowe i ciekawe. Zwłaszcza ludzie i sposób ich życia.

Zaskoczeniem dla nas był problem ze znalezieniem dogodnego pola namiotowego. Wybór poza sezonem i długo po zachodzie słońca był bardzo ograniczony. Lokalsi odradzali spanie na plaży z uwagi na częste kradzieże. Postanowiliśmy zatem przejechać kilka km dalej za granicę z Bułgarią i tam, licząc na odrobinę szczęścia, ulokować się na plaży. W tej pięknej scenerii, w akompaniamencie morza i wiatru zasnąłem najwspanialszym snem, jak dziecko. To była ostatnia noc tej podróży. 

majówka w rumunii fotograficzna podróż

Żałuję, że nie starczyło czasu na dłuższą podróż po tym pięknym kraju. Niestety nie sposób zwiedzić wszystkiego, ale daje to nadzieje na powrót w te wszystkie miejsca i nadrobienie zaległości. Być może już w niedalekiej przyszłości :)

Trasa (dane techniczne)

https://goo.gl/maps/TxqH7pxUMAPRdjcf6 (Katowice – Bukareszt)
https://goo.gl/maps/2b4yvjcgb33MyNcV9 (Bukareszt – Konstanca)
https://goo.gl/maps/Efz8xmoZsFksxD8P7 (Vama Veche – Katowice)

Czas: 5 dni
Czas w trasie: 50-60 godz. 
Pokonany dstans: 3200 km
Koszta paliwa: 1400 zł
Winiety: 70